wtorek, 4 marca 2014

Wyższość bicykla (cz.1)

Pociąg jest jak rozciągnięte oceanarium w kształcie gąsienicy. My – ryby, morskie potwory, głębinowi eksploratorzy, siedzimy przyczajeni, snujemy się w stronę podświetlonego WC, Warsa wymarłego, śpimy, czytamy, kręcimy się. Układ zamknięty – poruszasz się tylko w przestrzeni akwarium, za oknami przewija się taśma rzeczywistości; często za szybko na refleksję. „Z jaką prędkością porusza się pasażer idący w przeciwnym kierunku do ruchu pociągu, mknącego z prędkością 140 km/h, jeżeli pociąg wyruszył z miejscowości A...”. Mózg rejestruje rozmazane obrazy, pracuje na pełnych obrotach, jakby miał się nasycić na długie miesiące i opaść na dno niczym flądra, albo przyczajona murena, czekająca na kolejną podróżną wyżerkę.
Brak pamięci podręcznej na myśli, rozpamiętywania, snucie planów; zalewa nas obraz...

Smugi światła za oknem próbujemy zamknąć w stop-klatki, przetwarzamy, i nieudolnie układamy puzzle „co widać”. Mózg pracuje nieustannie, dalej zalewając podświadomość obrazem, a my się wyłączamy, tępo wpatrzeni poza akwarium na pola, lasy sosnowe, nieużytki, rewersy miast. Gapimy się, czas mija, czas nie mija, monotonne stukanie albo szelest nieustający, chce się spać jak nad strumieniem, gdy woda muzykuje. Letarg, błogostan w układzie zamkniętym – proszę nie wysiadać, chyba, że na najbliższej stacji. Z perspektywy pociągu świat płynie, my stoimy; chociaż raz nie – świat na ręcznym, a my w sprincie.
Ciekawie, ale tyle umyka i ostatecznie za szybko... (trasa Szczecin-Przemyśl ledwie godzin szesnaście, w porywach dwadzieścia cztery).

1 komentarz:

  1. No tak, ale są takie podróże, które właśnie przez swoją pociągowość kuszą i tacy pociagowi współtowarzysze, którzy po 12 godzinach stają się legendarni i mityczni. Oczywiście, rozumiem założenie wpisu - niemniej, bez PKP wschód Polski (i nie tylko) nie istniałby w kulturze pisanej :)

    OdpowiedzUsuń