czwartek, 1 maja 2014

Opuszczamy Polskę z radością... | We’re happy to leave Poland (27-29 IV)

Coś na gna, "nieprzysiadalność" w swojskiej rzeczywistości, potrzeba kosztowania nowego, ciekawość smaków. Zanim opuściliśmy Bomblę mieliśmy okazję, raczyć się przygotowanymi przez gospodarzy smardzami w sosie śmietanowym. Pod ścisłą ochroną smardze, nie ścisnęły nas za  gardło, rosnąc frywolnie w przydomowym ogrodzie na Podlasiu i tak skończyłyby pod ostrzem kosiarki. Grzyb wyjątkowo estetyczny, na jasno-topolowej nóżce wznoszą się preparaty ludzkiego mózgu wykwitłe z grzybni-matki, preparaty puste, pozbawione hipokampu, wypełnione powietrzem, babim latem (choć wiosna) i pajęczynami. A na deser były mrożone truskawki ze świeżą śmietaną i nalewką z młodych orzechów.

Następnego dnia czekały na nas dzikie ostępy, z rzadka naznaczone kleksami ludzkich osad - dorzecze Biebrzy i Puszcza Augustowska. Natura nas wabi, choć jej nie rozumiemy, jak profani z miejskiej termitiery, reagujemy równie euforycznie co bojaźliwie, na leśne dubstepy i operowe ozdobniki "ciemnej nocy". Strach ma wielkie oczy, przyroda twarz BBC i głos Davida Attenborough. Nie ma co mędrkować, trzeba się oswoić (dać się oswoić) i wrócić na drzewa. Po raz pierwszy koła grzęzną w piachu, a prędkość przemieszczania niewiele odbiega od szybkości sprawnego piechura albo legionisty w pełnym rynsztunku. W samochodowym bezgłosie, wyobraźnia rozkwita, szczelnie porośnięte bunkry z czasów II wś pełne są gwaru i przygotowań przed naciągającym atakiem; żołnierze Hubala jeszcze w 1940 r. kryja się za drzewami, przygotowując kolejną zasadzkę, szeptem wypowiadając niezrozumiałe dla nas frazy ("Sorry Polsko), ot choćby (inskrypcja  znaleziona na cmentarzu Bernardynów w Wilnie): "Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć"; ofiary pogromu lipcowego z 1945 r. uciekają nieskutecznie przed swoimi oprawcami; robotnicy mozolnie przekopują odcinki Kanału Augustowskiego w latach 20. XIX, realizując wizję gen. Prądzyńskiego, bohatera spod Berezyny, co chwilę odpędzając się od jadowitych komarów i grzęznąc w błocie.

Na północny-wschód od Puszczy Agustowskiej rozciąga się Sejnenszczyzna. Pogranicze, nieprzynależne do Podlasia, nieprzynależne do Mazur, kulturowo bliższe Grodnu i Wilnu, niż Warszawy, ani polskie, ani litewskie, samo w sobie i samo dla siebie, mikrokosmos, z klaustrofobiczną, samowystarczalną społecznością, trochę poza nurtem historii, bo trwające mimo wszystko. Centrum stanowią Sejny. Legendarnie założona w XV w. przez trzech braci zakonnych  osada (do  dzisiaj w bazylice zachowała się unikatowa rzeźba - Matka Boska szkatułkowa), stulecie później  staje się miastem, z nieregularną opartą na wielorynkowości zabudową. Rozkwit przypada na wiek  XVII, kiedy to sprowadzeni dominikanie zakładają pokaźny klasztor, jednocześnie zachęcając  Żydów do osiedlania się poprzez sfinansowanie (!) budowy synagogi. Pomimo ksobności  mieszkańców, jak przekonywał nas antropolog kultury i nasz dobrodziej Jerzy, miasto zachowało  dawną żywotność: co roku odbywa się festiwal organowy, działa Ośrodek Pogranicze Sztuk, Kultur  i Narodów, koncertują tu najlepsi jazzmani, a lokalny zespół klezmerski budzi podziw u grających  na Szerokiej w Krakowie. I jak tu się dziwić, że "Zniewolony umysł" wyzwolił się właśnie tutaj.  Nijak, wystarczy pooddychać sejnejskim powietrzem i zawiesić wzrok na zielonych krągłościach, przez demiurga-morenę miękko zaznaczonych: "Na brzegu rzeki, rozciągnięty w trawie, Jak dawno, dawno, puszczam łódki z kory".

Opuszczamy Polskę z radością, bo teraz będzie trudniej, bo bramki na wyjazdach liczą się (prawie) podwójnie.


------


Something makes us want to go, the impossibility to stay in the familiar reality, the need to try the new, the interest in new tastes. Before we left Bombla, we had the opportunity to taste morels in cream made by our hosts. Morels, strictly protected, did not bring a lump to our throats, when they freely grow in the garden in Podlasie, they would anyway end up under the mower’s blades. The fungus is really aesthetic, with a fair stem on which you see brains rising from the mother-mycelium, empty, with no hippocampus, filled with air, gossamer and cobwebs. For dessert, we got frozen strawberries with fresh crème and young nuts liqueur.

On the next day wild countries were waiting for us, sparsely marked with human settlements - basin of Biebrza and Augustów Primeval Forest. The nature is seducing us, but we do not understand it, we’re just like the violators of the sacred coming from an urban ant farm, our reactions to forest dub-step and opera accents of a “dark night” are both euphoric and fearful.

Fear hath a hundred eyes, the nature has the face of BBC and the voice of David Attenborough. There’s no need to be smart, we just have to get used to (let ourselves to get used to it) and get back to the trees. This is the first time our wheels get stuck in the sand, and our speed is no different than the speed of a fit hiker or a soldier in full armour. When there is no cars’ humming, the imagination can flourish, the bunkers from the World War II tightly covered with plants are full of babble and preparations for the attack; Hubal’s soldiers in 1940 are still hiding behind the trees preparing another trap, whispering phrases we do not understand (Sorry Poland), like (the inscription found on the Bernardine’s cemetery in Vilnus): “It is easy to talk about Poland, more difficult it is to work for her, much more difficult it is to die for her, the most difficult it is to suffer;” the victims of the July massacre of 1945 are inefficiently escaping their assassins; the labourers are tiresomely digging the fragments of Augustów Canal in the twenties of the 19th century, developing the vision of general Prądzyński, a hero from Berezyna, constantly waving
poisonous mosquitoes away and sinking in mud.

North-east from Augustów Primeval Forest there is Sejnenszczyzna. A borderland than belongs to Podlasie, not to Mazury, with culture closer to Grodno or Vilnus, not Warsaw, neither Polish, nor Lithuanian, being on its own and for its own purposes, a microcosm, with claustrophobic and sel-sufficient society, slightly out of the main events of the history, because existing in spite of everything. Its centre is in Sejny. A settlement founded, according to a legend, in the 15th century by three monks (a unique sculpture of Mary is preserved to these days in a basilica), a century later it became a town with irregular development. It flourished in 17th century, when the Dominicans brought there build up an
impressive monastery, and, at the same time, invite the Jews to settle down by financing (!) building of the synagogue. Despite the inhabitants’ paranoia, as a cultural anthropologist and our benefactor was convincing us, the town has preserved its previous liveliness: there is an organ festival every year, a Borderland of Arts, Cultures, Nations Centre, best jazzmen have concerts there and a local klezmer band is admired by those who play in Szeroka in Kraków. How can it be surprising that “'The Captive Mind” has liberated itself here. No surprise there. It’s enough to breathe the air of Sejny and look at the green curves softly marked by the Demiurge-moraine: “On the river bank, spread on the grass, Just as long long ago, I’m sailing bark boats.”

We’re happy to leave Poland, because now it will be only more difficult, because the gates when you’re away count (almost) double.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz