W głowach, nad którymi niebo wygina
się w mongolski łuk, pustka
jak w czeskim kościele.
Toczymy się w bezkresie.
Przed nami kolejna święta dava –
przełęcz (najdłuższy podjazd
miał 21 km). Klątwa faraonów (w tym
przypadku raczej buriackich szamanów) dopadła nas z całą mocą. Sił brak, głód ściska w żołądku, ale na
samą myśl o jedzeniu „jedziemy do
Rygi”. Jest pięknie, a nas
skręca. Podziw,
ochy! i achy!,
estetyczne uniesienia, a nas zimne poty zalewają. Tonący brzytwy się chwyta... Do
sił wyższych próbuje się odwołać, boskiej
interwencji wypatruje. A może by tak – jak miejscowi – szerokim
gestem rozrzucić monety, kawał mięsa ofiarować, mleko
obficie rozlać, zataczając szeroki krąg? Spękaną ziemię wódką skropić? Ostatecznie
kartezjański umysł tryumfuje — ratunku
szukamy w słowie i
medycynie.
Słowo: „Gdy inni są zmęczeni i się poddają. Ja nie. Mój umysł przejmuje władzę nad ciałem. Mówię mu [ciału], że to nie zmęczenie i ono słucha”. (Janis Kuros)
Medycyna: zalewamy robaka choroby „czarnym” Czyngisem (black label, 38%, made in Mongolia).
Słowo: „Gdy inni są zmęczeni i się poddają. Ja nie. Mój umysł przejmuje władzę nad ciałem. Mówię mu [ciału], że to nie zmęczenie i ono słucha”. (Janis Kuros)
Medycyna: zalewamy robaka choroby „czarnym” Czyngisem (black label, 38%, made in Mongolia).
Mongolia jest nieproporcjonalna. Nieproporcjonalna/y/e
jest/są: uroda kobiet, do jej braku wśród mężczyzn; liczba mieszkańców (3 mln) do
liczby sztuk bydła (60 mln; 10
mln powyżej
dopuszczalnej normy); majątek
zgromadzony przez ludzi „przy władzy” do reszty
społeczeństwa (7%, w
ChRL to 1%, w USA: 0,1%); bogactwo surowcowe (jedne z największych na świecie złóż miedzi i węgla na Gobi)
do zysków (państwo dopłaca do
sprzedawanego Chinom węgla); straszące szkielety
niedokończonych wieżowców w Ułan Bator do
jurt, prawie niezmiennych od XIII w.; aspiracje Mongołów do liczby
zagranicznych towarów na sklepowych półkach (80% stanowią słoiki z
Polski, słodycze z
Rosji, zupki z Korei Płd.); uwielbienie dla Temudżyna do krwawego żniwa, jakie
po sobie pozostawił. Nieproporcjonalne jest piękno krajobrazu, ze stadami wolnych koni o długich grzywach do mizerii rzeczywistości i braku perspektyw... Mongolia powinna być drugą Argentyną. A stoi na skraju przepaści. Jedyna firma prowadzona przez obcokrajowców, która odniosła sukces, zajmuje się importem jelit do Niemiec, gdzie nabija się je kiełbasą. W ostatnim czasie „jelitowy gigant” z Mongolii zaczął sprowadzać „materiał” z Argentyny (?). Przypomnijmy: w Mongolii jest 60 mln sztuk bydła.
Nasza Mongolia (wykracza
daleko poza państwowe granice) to nieskrępowana przestrzeń, zwłaszcza na Gobi („break on through to the
other side!”) oraz ludzie. Ludzie, którzy nas gościli, częstowali wodą, ajrakiem i jedzeniem; którzy opowiadali o tradycji, wielkiej rodzinie i wolności. Jak na wiecznych nomadów przystało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz